Kobieta podskakuje na kanapie

Filmy, które motywują do wstania z kanapy

Przeczytaj w 5 min

Motywacja w sporcie to klucz do rozpoczęcia treningów, konsekwencji, rozwoju i osiągania ponadprzeciętnych wyników. Mądrzy ludzie mawiają, że najlepsza motywacja to motywacja wewnętrzna. Nie jest łatwo motywować kogoś własnym zaangażowaniem. Żebyś nie wiadomo jaką energię wkładał w zmotywowanie drugiego człowieka, ten może się okazać zupełnie oporny na twoje starania. Bywa i tak, że zasłyszana rozmowa, artykuł, książka lub film potrafią zdziałać cuda, zainspirować, dotknąć wrażliwej struny, uruchomić głębokie pokłady twojej wewnętrznej motywacji. Nie inaczej było w moim przypadku. Podzielę się z tobą moim osobistym doświadczeniem i opowiem o trzech filmach, które najmocniej wpłynęły na mnie w przełomowych okresach mojego życia. Mogę bez wątpienia stwierdzić, że dzięki nim jestem w tym miejscu swojego życia, w którym jestem.

Podróż bohatera

Jednym z najistotniejszych mitów kształtujących ludzką nieświadomość jest archetypiczna podróż bohatera. Ów mit w wymiarze realnego świata staje się metaforą życia każdego człowieka. Podróż składa się z symbolicznych etapów. Zaczyna się od wezwania, za którym podąży tylko ten, kto jest gotów ów głos usłyszeć i ma w sobie wystarczającą odwagę oraz ciekawość, by ruszyć w drogę. Podróż nie będzie usłana różami, czekają go wyzwania, napotka przeszkody, zmagał się będzie z przeciwnościami, które wycisną z niego siódme poty, utoczą z niego sporo krwi i łez wypłacze wiele. Nie może być inaczej, bo charakter bohatera wykuwa się w trudzie i znoju, wysiłku i poświęceniu. Spotykać go też będą dary i nagrody jako zapowiedź skarbu, po który w podróży swej zmierza. Nie musi być w niej osamotniony, bo gdy już gotów się staje, to mistrz się na jego drodze pojawia. Mistrzem jest ten, który mu pomoże wzmocnić się, wskaże drogę, przestrzeże przed zwodniczymi pułapkami, który nauczy go wszelkich umiejętności niezbędnych w podróży i odnalezieniu skarbu. Mistrz wesprze go w rozwoju, by wiedział co ma ze swym skarbem zrobić, jak z niego skorzystać, do czego go użyć. Mistrz wie jak to zrobić, bo sam odbył swoją podróż. Bohater dociera finalnie do celu, pokonuje symbolicznego smoka stojącego na straży, znajduje skarb, spełnia swoje powołanie. Ileż nam znanych historii ludzkich opartych jest na tym uniwersalnym modelu. Jak bardzo każdy sportowiec go swoją karierą wyraża. W filmach, o których napiszę, nie było inaczej.

Silny jak byk

Niepewny siebie, siedzący w książkach grubasek zobaczył kiedyś program w telewizji, w którym pokazywali najlepsze akcje tygodnia z amerykańskiej ligi koszykówki NBA – I love this game. Zafascynował się Michaelem Jordanem. Poczuł, że chce tak jak on grać, jak on uprawiać sztukę na parkiecie. Zapisał się na zajęcia w szkolnym SKSie. Zrodziła się pasja. Odtąd dzień bez kosza to był dzień stracony. Wyszczuplał, wysmuklał, nabrał mięśni, wyrzeźbił sylwetkę. Z czasem zaangażowanie w trening i miłość do grania zaczęły przynosić efekty. Był zauważany, był chwalony, wybierany pierwszy do drużyn, o czym mógł wcześniej jedynie pomarzyć. Zbudował pewność siebie, dziewczyny się za nim już teraz oglądały, a on czuł, że może więcej, że ważne osiągnięcia są w jego zasięgu, nie tylko na parkiecie. Co z tym filmem? Film się niedawno pojawił, a raczej serial, dokument na Netflixie: „The Last Dance”. Opowiada o Jordanie, moim bohaterze z lat szkolnych, który stał się motywacją dla mnie do treningu i gruntownej zmiany. Zawdzięczam mu tak wiele. Na podwórku przed swoim domem wybudowałem boisko do kosza. Gram prawie codziennie w koszulce Chicago Bulls z numerem 23 i napisem Jordan. Jak wtedy czekałem na transmisje jego meczów, tak teraz czekam na kolejne odcinki tego znakomitego serialu.

Kopniak w duszę

Kilka lat później ten sam młodzieniec pożyczył pewnego razu kasetę VHS i na odtwarzaczu puścił film „Kickboxer” z Jean Claudem van Dammem. Kurt przyjeżdża do Tajlandii z bratem Eric’iem, który jest mistrzem świata w kickboxingu. Po walce z brutalnym Tong Po Eric jest sparaliżowany. Kurt chce pokonać pogromcę brata. Trafia pod opiekę mistrza Xiana. I tu zaczyna się jego przemiana. Mistrz nie tylko uczy go walczyć, ale też otwiera na mądrość filozofii buddyjskiej. Orzeł, kamienne miasto, dźwięki tajskiego fletu, uważna obecność, medytacja, lekkość i łagodność przenikające się z konsekwencją i tytaniczną pracą. Kurt ucieleśnia sobą istotę sztuki walki. Setki razy puszczałem sobie sceny z tego filmu, w których Kurt ćwiczy pod czujnym okiem swego mistrza. Razem z nim trenowałem. Rozciągałem się do szpagatu, ćwiczyłem mięśnie, bo chciałem zbudować sylwetkę jak Jean Claude van Damme. Jednak najbardziej fascynowała mnie w tym filmie po raz pierwszy odkryta magia i mądrość wschodniego podejścia do życia, piękno tamtejszego krajobrazu, wibracja egzotycznych dźwięków tamtejszej muzyki, spokój i opanowanie, subtelność przepełniona mocą. Sprawy sobie wtedy nie zdawałem, że kilkanaście lat później ruszę w podróż, że spędzę tam kilka lat swojego życia, że poznam tam swoich mistrzów, że z nimi będę ćwiczył, rozwijał i odkrywał mądrość, z której w dorosłym życiu korzystam w pracy z moimi klientami w procesach indywidualnych, warsztatach grupowych, szkoleniach. Pomagam ludziom w ich procesach rozwojowych, towarzyszę im w ich własnych podróżach bohatera. W dalekowschodniej Azji doznałem swojej przemiany, tam odnalazłem sens swojego życia. Setki razy „Kickboxera” oglądałem kodując wzorzec, jaki okazał się moim powołaniem, moją misją, treścią mojego istnienia.

Głupi mędrzec

Kulturowo jesteśmy tak ukształtowani, że zwykliśmy autorytetów dopatrywać się w ludziach uznanych za mądrych, powszechnie szanowanych, społecznie wyniesionych na piedestał. Czego mogę nauczyć się od jakiegoś głupka? Otóż mogę, wystarczy że pozwolę sobie na wyjście poza wgrane we mnie schematy. Niezwykłe wrażenie wywarł na mnie film „Forrest Gump”. Opowieść o niezbyt rozgarniętym chłopaku, który w swojej naiwnej dobroci i prostolinijności biegnie przez życie doświadczając niezwykłych przeżyć, poruszyła mnie i wpłynęła na moje życiowe postawy. Jego konsekwencja i stałość w uczuciach do dziewczyny o imieniu Jenny stała się dla mnie inspiracją nie tylko w sporcie (zacząłem biegać maratony), ale również życiu. Motyw biegnącego przez Amerykę Forresta, który po prostu biegł bez powodu, bez przyczyny, bez żadnej ideologii, ale za to z wewnętrznej potrzeby biegu miał dla mnie ogromne znaczenie. Forrest miał w swojej prostocie dużo z mistrza Zen, człowieka wolnego od uwarunkowań systemów społecznych, które niewolą i odciągają od siebie ich członków, dla których najważniejsze jest przynależeć, rozpuścić się w tłumie do siebie podobnych. Forrest nie przeciwstawiał się im, nie walczył z nimi, za to pozostawał wierny swojej spójności, wzruszającej i inspirującej autentyczności i prawdzie. Płynął z nurtem życia, akceptował zmienne koleje losu, z pokorą przyjmował ciosy nie oceniając, nie złorzecząc, ale czerpiąc z nich tak samo jak z szans, które się na jego drodze pojawiały. Nie chełpił się sukcesami, nie wywyższał się, przyjmował je po prostu. Służył sobą światu. Bieg przez życie w zgodzie z sobą, swoimi wartościami, miłością do człowieka był jego najważniejszym skarbem. Stał się także moim.

Wszyscy w głębi siebie jesteśmy Jordanami, Kurtami, Forrestami. Wszyscy mamy w sobie własne motywacje i potencjał, by je spełniać w drodze. Kto je dostrzeże i żyć sobie w zgodzie z nimi pozwoli, ten inaczej spojrzy na sukces, temu już nigdy nie zabraknie chęci, by z pasją budzić się rano i ruszać biegiem w każdy kolejny dzień życia. W życiu jak w sporcie zostajesz bohaterem dla siebie i ludzi wokół, gdy konsekwentnie, z dobrocią w sercu i z pasją odbywasz swoją podróż.


Żadna z informacji przedstawionych w tym serwisie nie stanowi diagnozy ani zalecenia lekarskiego. We wszystkich sprawach zdrowotnych należy skonsultować się z lekarzem.